Świadome jeździectwo. Tak mogłaby brzmieć najkrótsza recenzja tego, co pokazał Klaus Balkenhol w Bobrowym Stawie podczas 3-dniowego październikowego szkolenia. Wydawnictwo o identycznym i jakże trafnym w tym przypadku tytule – „Świadome Jeździectwo” (w osobie Jakuba Stępkowskiego, którego wartościowe książki można kupić nie tylko podczas takich szkoleń), kolejny już raz zaprosiło do Polski osobę znaną, doświadczoną sportowo oraz szkoleniowo (współorganizatorem była Fizjoterapia i Masaż Koni Moniki Tołkacz-Paszkiewicz). Był to sam Klaus Balkenhol. 3 dni to mało, jak na przekazanie całej wiedzy, ale wskazanie kierunku w którym ma podążać dany jeździec z konkretnym koniem to już coś. Dlaczego Balkenhol jest ważny? Bo podchodzi holistycznie do koni i ich treningu. Wytrenował nie tylko swoją córkę, która jest w kadrze niemieckiej, ale także Helen Langenhanenberg, Debbie McDonald, Mathiasa Ratha oraz Guntera Seidela. Jest także trenerem polskiej zawodniczki Beaty Stremler. Pełnił funkcję trenera swojego rodzimego kraju czyli Niemiec, ale także kadry amerykańskiej. Potrafi nie tylko doradzić jak rozwiązać problem, ale także uzasadnić swoją decyzję oraz znaleźć przyczynę problemu. Ale co najważniejsze – dzielił się swoją wiedzą o tym, jak dany problem wpływa na cały organizm konia.
Jest zwolennikiem urozmaiconych treningów, krótszych, aby zarówno koń, jak i jeździec nie poczuli się zmęczeni ćwiczeniami, które zawsze muszą być urozmaicone. „Mniej znaczy więcej” – powtarzał. Ważna dla niego jest przerwa w treningu, podczas której koń powinien parsknąć, czyli odprężyć się, zrelaksować. Wielu może wydaje się to śmieszne, ale przypomnijmy sobie jak ważne jest złapanie drugiego oddechu, gdy sami uprawiamy sport. Wtedy to końskie parsknięcie nie jest już takie śmieszne. Szkolił siebie oraz swoich uczniów według zasad szkolenia klasycznego. W Polsce powtarzał: „gdy myślimy o skali szkoleniowej, nie można pominąć kroku 2 i zmierzać w kierunku 4. To tak nie działa”. Jego treningowym credo jest praca jak najbardziej zbliżona do natury konia i bycie fair w stosunku do swojego końskiego partnera. Jest jednym z tych trenerów, którzy nie boją się polecać innych osób, pomagających rozwiązać problemy z końmi sportowymi. Nam opowiadał o młodym Australijczyku Tristanie Tuckerze, obecnie mieszkającym na stałe w Holandii zawodnikiem klasy GP w ujeżdżeniu, który potrafi odnaleźć drogę do bardzo problematycznych koni.
Klaus Balkenhol, teraz 80 letni, wychował się na farmie w czasie, gdy konie pracowały jeszcze w polu i na tych samych koniach startowano zarówno w ujeżdżeniu, skokach czy WKKW. Nie było wtedy takiej specjalizacji ani wśród koni, ani jeźdźców. Później, pracując jako policjant, przygotował swojego pierwszego konia, który także pracował w policji, do klasy GP. Był to Rabauke han., wał. 1968 (Eindruck II – Orientalin / Obermaat), pomagając sobie… książkami i kasetami video. Ale prawdziwe sukcesy osiągnął wraz z innym hanowerskim koniem o nazwie Goldstern (Weinberg – m. po Direx): były to złote medale olimpijskie w drużynie w latach 1992 i 1996, wielokrotne tytuły Mistrza Niemiec i Europy. Jego szkolenia organizowane w świecie ściągają setki osób, w Bobrowym Stawie było nas niewiele, a trzeciego dnia znacznie mniej, ponieważ polscy sędziowie uznali, że zaliczyli już kurs licencyjny… Znany polski sędzia międzynarodowy, który kilkakrotnie uczestniczył w jego szkoleniach w Niemczech – Wacław Pruchniewicz – przyznaje, że szkolenia Balkenhola zawsze były przemyślane, logiczne i uzasadnione. Dostrzega on niebezpieczeństwo jakie niesie ze sobą odejście od klasycznych zasad ujeżdżeniowych.
Zapis rozmowy z Klausem Balkenholem podczas jedynego szkolenia organizowanego przez wydawnictwo „Świadome Jeździectwo” i Fizjoterapię i Masaż Koni Moniki Tołkacz-Paszkiewicz, które odbyło się w Bobrowym Stawie.
Czy różni się ujeżdżenie z Pana czasów od tego które obecnie możemy oglądać na międzynarodowych czworobokach?
Po II wojnie światowej ujeżdżenie zostało mocno ukształtowane przez jazdę szkoły kawaleryjskiej, a w latach 90-tych, kiedy zaczęto jeździć agresywnie i oddalano się od tej właściwej drogi – 12 stopniowej skali szkoleniowej czyli tzw. szkoły klasycznej nastąpił przełom. Agresywnie czyli szybko i na bazie brutalnych metod np. hiperfleksjii, wprowadzonej jako sposób treningu przez zawodników i trenerów holenderskich, ale także specjalnych wędzideł. Wcześniej trening był dla konia, a nie przeciwko niemu. Zaczęto używać innych sposobów jazdy, bardziej mechanicznych. Metody te nie były dostosowywane do koni. Problem w tym, że zawodnicy najwyższego szczebla jeździli agresywnie i brutalnie. Oni byli wzorcem dla innych, inni ich naśladowali. A najgorsze jest to, że mieli sukcesy! Bo sędziowie nieprawidłowo te przejazdy oceniali i nie karali tych zawodników. To trwało bardzo długo, ale na szczęście nastąpił zwrot i powrót na prawidłową drogę szkolenia i jazdy. Ponowione ci topowi jeźdźcy zaczęli być prawidłowym wzorem dla pozostałych. Powoli znajdujemy się na właściwej drodze, co można było zobaczyć na ostatnich Mistrzostwach Europy.
Kto obecnie jest dla Pana wzorem zawodnika ujeżdzeniowego?
Ciężko powiedzieć. W dawniejszych czasach Reiner Klimke*, obecnie jego córka Ingrid, generalnie cała rodzina Klimke zawsze podążała drogą klasycznej szkoły jazdy. Bez względu jaką dyscyplinę jeździecką się uprawia, to skala szkoleniowa dla każdej z nich pozostaje ta sama, nie ma więc znaczenia czy ktoś jeździ samo ujeżdżenie, czy także WKKW, czy skoki. W Niemczech system szkolenia, począwszy od dzieci dosiadających kuców, a skończywszy na zawodowcach, opiera się o klasyczną szkołę jazdy. Organizowane są liczne szkolenia podobne do takich, które prowadzę dzisiaj w Polsce, i są wspierane przez Federację Narodową czyli Niemiecki Związek Jeździecki z siedzibą w Warendorfie. Warto, aby Polski Związek Jeździecki wspierał szkolenia. Wracając do pytania: obecnie dobrze trenuje swoje konie Isabel Werth, chociaż w przeszłości nie robiła tego prawidłowo, ale zmieniła swoje podejście do treningu. Werth ma bardzo dobrych sponsorów, ale ona się ciągle szkoli i uczy. Jest teraz bardzo pro końska i nastawiona na dobro koni. Jest także bardzo wszechstronna w szkoleniu koni. Dorothee Schneider także mi się podoba, jak trenuje i jeździ.
* Reiner Klimke był w kadrze A Niemiec WKKW, aby później skoncentrować się tylko na ujeżdżeniu, podobnie jest z Ingrid, która jest wyspecjalizowana zarówno w ujeżdżeniu, jak i WKKW.
Co oznacza wszechstronność Werth?
Jej wszechstronność oznacza, że nie są to treningi hala-boks-hala-boks i tak w kółko. Koń ujeżdżeniowy powinien także skakać od czasu do czasu, aby utrzymać elastyczność ciała, powinien też wyjeżdżać w teren. Musi być konfrontowany z różnymi bodźcami.
Czy od początku swojej pracy z końmi łączył Pan nie tylko wiedzę na temat samej jazdy konnej, ale także znajomość anatomii czy sposobach treningu, np. kondycyjnego, czy teorii wysiłku?
Jeździec musi znać wszystkie połączenia w ciele konia, musi wiedzieć jak to wszystko funkcjonuje. Powinien wiedzieć, że stosując daną pomoc wpływa ona na taki to a taki mięsień. Gdy bierze którąś z wodzy musi wiedzieć i czuć, na którą tylną kończynę to wpływa. W przypadku każdego błędu powinno się doszukać przyczyny i odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Bo w przeciwnym razie nie da się skorygować tego błędu. Dla mnie jako trenera bardzo ważne jest, aby ci, którzy mnie słuchają wiedzieli o czym mówię, aby mnie zrozumieli. Jeżeli ktoś siedzi na treningu 3 godziny i nie rozumie, o czym mówię to strata czasu, szkolenie wtedy nie ma sensu. Nie warto, abym przyjeżdżał.
Co sądzi Pan o takich imprezach, jak Mistrzostwa Świata Młodych Koni w Ermelo czy Bundeschampionat?
To są dobre imprezy, tylko faktycznie wysiłek jakiemu są poddawane młode konie jest duży. Często są przeciążane, bo jeźdźcy chcą pokazać je jak najlepiej. Co oznacza, że startują na młodych koniach, które wyglądają jak konie 8-letnie. To nie jest dobre. Dodatkowo jeszcze takie konie wygrywają. Za wcześnie są obciążane. Jest to dla mnie problem, nie jeżdżę na te zawody. Nie podoba mi się, że obecnie trzeba konia wyszkolić jak najwcześniej, pokazać i sprzedać. Nie podoba mi się sposób poruszania się tych koni, na tych imprezach nie wspiera się ich naturalnego ruchu, tylko często ocenia się sztuczną jakość chodów. Tak naprawdę problem jest z sędziami, którzy to akceptują.
Jakie konie ujeżdżeniowe pod względem rodowodowym lubi Pan najbardziej?
Koń ujeżdżeniowy sam z siebie powinien wykazać chęć do działania, być zainteresowanym tym, co ma robić. Druga sprawa bardzo ważna to jakość chodów podstawowych. Bardzo lubię konie z krwią og. Donnerhall – bardzo chętnie współpracują i widać postępy w treningu z nimi. Te konie nie są ani za krótkie, ani za długie, mają odpowiednio osadzoną szyję. Lubię też konie z rodu og. Quarterback.
Piastował Pan stanowisko trenera ekipy niemieckiej oraz amerykańskiej. Dwie nacje tak różne od siebie. Jak to się udawało?
Zgadzam się, że są to różne mentalności, ale zarówno jedni, jak i drudzy uczyli się od swoich koni i one ich połączyły. Czy to w Europie czy USA są one mentalnie identyczne. Nie zmieniają się, są łącznikiem między kulturami. Faktycznie kultura jeździecka w Europie i USA jest inna, ale ważne było, abym w Ameryce mógł pokazać jeźdźców, którzy stanowiliby przykład dla innych amerykańskich zawodników. To byli: Debby McDonald oraz Steffen Peters, którzy trenowali ze mną w Niemczech, i później mogli moje nauki przekazać innym zawodnikom już w USA. Oczywiście byłem także obecny wielokrotnie w tym kraju. Chciałbym jednak nadmienić, że już wcześniej w USA byli dobrzy zawodnicy, trenowani przez specjalistów kierujących się klasyczną szkołą jazdy jak: Ugriumow z byłego Związku Radzieckiego czy Kalita.W obecnej Rosji, a wcześniej Związku Radzieckim byli specjaliści, ale od lat przestano zwracać w tym kraju uwagę na zasady klasycznej szkoły jazdy i nie mają już takich wyników jak kiedyś. Tak na marginesie chciałbym wspomnieć pewnego polskiego zawodnika – Michała Rapcewicza, który jeździł bardzo agresywnie. Był czołowym zawodnikiem i jego sposób jazdy zostawał w głowach ludzi oglądających taki przejazd. Przykład idący od topowych jeźdźców jest bardzo ważny, oni są na szczycie, ludzie na nich patrzą i myślą, że w Polsce nie ma dobrych jeźdźców. Tacy jeźdźcy jak Beata Stremler czy Magda Zalewska powinny startować na zawodach międzynarodowych, aby pokazać dobre, polskie ujeżdżenie.
Późno zainteresował się Pan ujeżdżeniem. Dlatego tą dyscypliną?
Dorastałem na farmie i od zawsze miałem do czynienia z końmi. Początkowo skakałem i uprawiałem WKKW, ale w końcu dostałem konie ujeżdżeniowe, zacząłem z nimi dalej pracować i stąd właśnie ta a nie inna droga. Ale tak jak każdy przechodziłem przez określone stopnie: najpierw jeździłem ot tak sobie, później zacząłem startować w regionalnych zawodach, później ogólnoniemieckich, następnie międzynarodowych, aż trafiłem do kadry. I nagle byłem zaskoczony, że wygrałem igrzyska olimpijskie! Wraz z Rabauke zostałem zakwalifikowany do IO w Moskwie.
Dziękuję za rozmowę.
Tłumaczyła Paulina Ferdek.
Poniżej opinia Magdaleny Zalewskiej, która uczestniczyła w tym szkoleniu. Magda przez lata trenowała WKKW pod okiem Bogusława Jareckiego, dosiadała m.in. konia Marengo, na którym na IO w Atlancie wystartował Kamil Rajnert. Obecnie specjalizuje się w ujeżdżeniu, jej bezpośrednim trenerem jest Beata Stremler, która stacjonując w Niemczech jest trenowana przez Klausa Balkenhola.
Zdecydowaliśmy się wziąć udział w szkoleniu z trenerem Klausem Balkenholem, ponieważ oprócz tego, że jest to niekwestionowany autorytet w ujeżdżeniu, to jest to trener mojej trener: Beaty Stremler, która regularnie pracuje z Klausem Balkenholem na naszych koniach, stacjonujących w Niemczech. Beata Stremler regularnie przyjeżdża do naszej stajni Equesta Dressage szkoląc nas i nasze konie. Koń, z którym przyjechałam, to 10 letni wałach westfalski Quintesence Sas. Od trenera Balkenhola oczekiwaliśmy, że wskaże nam najlepszą drogę, którą mamy podążać, wchodząc w elementy Grand Prix, czyli piaf, pasaż i jakość galopu w piruecie. Klaus w naturalny sposób, po rozprężeniu, przechodził do pracy nad tymi elementami, a efekty przychodziły same. Biorę udział w wielu szkoleniach i to, co było kapitalne u Klausa, to nieprawdopodobna chęć podzielenia się wiedzą, zarówno z jeźdźcami, jak i publicznością. Sam wchodził w dialog ze słuchaczami, czy wszystko rozumieją, dopytywał sędziów, czy mają podobne do jego zdanie na temat wykonywanych przez nas ćwiczeń. Zależało mu, żebyśmy wynieśli w tego spotkania jak najwięcej. Kopalnia wiedzy, tylko brać.
Magdalena Zalewska
Filip Poszumski – jeździec, zawodnik i trener specjalizujący się w szczególności w treningu młodych koni, jeździec testowy młodych koni w zakładach treningowych. Trenuje zawodników, osiągających sukcesy, m.in. podczas Mistrzostw i Pucharów Polski. Trenował m.in. z Johanem Hinnemannem, Johanem Zagersem, Johannesem Augustinem czy Jonnym Hilberathem.
Zdecydowałem się wziąć udział w szkoleniu z Klausem, ponieważ to człowiek-legenda w świecie ujeżdżeniowym, z ogromnym doświadczeniem, jak i również ze sposobem podejścia do koni i ujeżdżenia, który bardzo mi odpowiada, opierającym się na klasycznej szkole jazdy. Koń, z którym wziąłem udział w szkoleniu, to 6-letni wałach rasy hanowerskiej, po ogierze Royal Blend (dalej Rotspon), z matki po Diamond Hit. Jest to koń, którego, przez jego nerwowość, uważam za jednego z trudniejszych, jeśli nie najtrudniejszego w swojej dotychczasowej pracy z końmi. Klaus i jego bardzo spokojny, cierpliwy i metodyczny tryb treningowy wydaje się być dla tego konia idealny. Bardzo podobała mi się w szkoleniu dbałość o podstawy, to, że trener zaczynał zawsze od uzyskania prawidłowego rytmu, potem rozluźnienia, kontaktu, etc., a dopiero po uzyskaniu tych elementów przechodził do wyższych figur ujeżdżeniowych. Dawało to świetne efekty, szczególnie widoczne dla mnie w przypadku mojej podopiecznej Marysi Stelmaszyk na koniu Londano, która po dwóch dniach takiej pracy zaczęła wykonywać elementy, w których poprawa jakości była bardzo wyraźna. Na tle innych trenerów, z którymi pracowałem, Klaus Balkenhol wyróżniał się typowym „książkowym” podejściem do treningu. Co oznacza, że zazwyczaj, jak czytamy teorię w książce, to mówimy sobie: „to mogę zrobić inaczej, tu mogę pójść na skróty” etc., natomiast Klaus pokazał, że nie warto porzucać ani omijać kolejnych szczebli piramidy wyszkolenia konia. Po trzech dniach treningów z nim mieliśmy okazję przekonać się, że ta teoria w stanie niezmienionym naprawdę działa i należy się jej trzymać. W końcu to on w swoim dorobku ma na koncie złote medale z kilku olimpiad, więc wie co mówi!
Filip Poszumski
Poniżej rozmowa z Jakubem Stępkowskim, właścicielem wydawnictwa „Świadome Jeździectwo”, dzięki któremu mogliśmy uczestniczyć w tym ważnym szkoleniu.
Czym się kierujesz zapraszając określone postaci czy to ze świata sportu ujeżdzeniowego, czy specjalistów np. od biomechaniki koni?
Kluczem jest dobre traktowanie koni, skuteczność i bezpieczeństwo, a więc „klasyka”. Dziś dzięki biomechanice – nowej dziedzinie nauki – odkrywamy dlaczego pewne ruchy są możliwe, a inne nie. Wprawne oko oceni, czy koń dobrze się czuje pod jeźdźcem, czy po prostu cierpi i – czy, niestety, jak większość koni sportowych po zaledwie kilku sezonach skończy karierę w rzeźni. Biomechanika pomaga wprawnemu i niewprawnemu. Od „Biomechaniki ruchu konia dla jeźdźców” Karin Blignault, która bywa w Polsce regularnie, zaczęliśmy przygodę z wydawnictwem. A jeszcze wcześniej było odkryte i sprowadzone do Polski przez Annę Stępkowską „Ride With Your Mind”, które zdobywa sobie – nie tylko u nas – coraz szersze grono sympatyków, co pokazali m. in. uczestnicy tegorocznego szkolenia w Polsce z jego twórczynią – Mary Wanless. Zaprosiliśmy także Gerda Heuschmanna, który uruchomił zmianę mentalności w światowej federacji jeździeckiej i doprowadził do tego, że coraz więcej osób po prostu wstydzi się takiego traktowania koni, za jakie jeszcze w latach 1990-tych i później bito na zawodach brawo. Prawdziwą przyjemnością było także goszczenie Arthura Kottasa – wieloletniego naczelnego jeźdźca i dyrektora Hiszpańskiej Szkoły Jazdy w Wiedniu, który na ponad 20-letnim, w pełni zdrowym i wysportowanym koniu jeździł pokazy ujeżdżeniowe. Jego książka to przejrzysty i systematyczny wykład klasycznego ujeżdżenia. Jest polecana m. in. przez brytyjską federację jeździecką, której zawodnicy ujeżdżeniowi odnoszącą znaczące sukcesy sportowe.
Jak się udało zaprosić taką ważną osobę jak Klaus Balkenhol?
Jest już starszym człowiekiem, jego żona broni do niego dostępu, na pewno nie przyjechał do nas zarobić… Pomysł zaproszenia Klausa Balkenhola zrodził się podczas rozmów z Gerdem Heuschmannem. Wspólnie z Moniką Tołkacz podjęliśmy wyzwanie i udało się zorganizować w Polsce szkolenie dla sześciu jeźdźców i ponad stu słuchaczy. Sądząc z opinii uczestników, szkolenie było dla nich bardzo wartościowe. Ale doprowadzenie pomysłu do szczęśliwego finału rzeczywiście nie było proste. Mam nadzieję, że następnym razem pójdzie łatwiej. :-)
Jakich gości w niedalekiej przyszłości zaprosisz do nas?
Oprócz autorów i szkoleniowców znanych już polskim jeźdźcom bardzo chciałbym móc przedstawić im Paula Belasika – naukowca, pisarza, sportowca, prawdziwie renesansową osobowość, człowieka samemu szkolącego konie do poziomu figur w powietrzu, którego „Ujeżdżenie na XXI wiek” to zarówno wykład o ujeżdżeniu jak i fascynująca historia tej dyscypliny. Niestety, frekwencja na szkoleniach nie zawsze skłania do optymizmu. Ujeżdżenie klasyczne przegrywa ze sportowym. Wydaje się, że dziś łatwiej zdobyć medal niż wiedzę.
Która z Twoich książek jest najbardziej wartościowa dla Ciebie, a która dla kupujących?
Trudno wartościować tak bardzo różniące się od siebie książki, jak nasze. Staramy się, żeby wydawana przez nas literatura jeździecka stanowiła dużą dawkę solidnej wiedzy i skłaniała do myślenia, refleksji nad pracą z koniem – dla jego i jeźdźca dobra. Dlatego cieszy nas ogromna popularność książki Karin Blignault (wkrótce wznowienie „Biomechaniki…”), Mary Wanless czy Gerda Heuschmanna. Ale obserwowane przez nas zainteresowanie np. „Masażem koni”, „Zachowaniami koni” czy pielęgnacją kopyt – o czym także można przeczytać w innej naszej książce – pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość.
Wszystkim bardzo dziękuję za rozmowy, Anna Cuber